Czego chcę od życia?

Jest jesienny wieczór. Leżę w ciemnym pokoju. Wykonałem swoją pracę. Odpoczywam. I zastanawiam się nad taką kwestią:

Czego chcę od życia?

Czego chcę, jakie mam plany, jakie oczekiwania względem przyszłości?

Nowy iPhone, samochód, może domek na obrzeżach?

A, w dupie mam. Co mnie to wszystko obchodzi!

To może Bóg? Może coś związanego z nim?

Żeby we mnie zamieszkał, żeby mnie ochrzcił Duchem Świętym, żebym wszedł do jego Królestwa.

Są to dla mnie sprawy najwyższej wagi, a jednak w tym momencie...

... w tym momencie nie ma entuzjazmu.

Dobra, wiem!

Żyć w tu i teraz i po prostu cieszyć się życiem.

O tak! Tego bym chciał!

Chwilę... dzwoni mama, pyta, co robię. I co ja jej teraz powiem? Że rozmyślam? Spyta, o czym. I co ja jej wtedy powiem?

No dobra. Ustaliliśmy. Wychodzi na to, że jesienny wieczór to nie jest najlepszy moment na myślenie o swojej przyszłości.

Prawda jest taka, że chciałbym aby skończył się już ten terror. Chciałbym móc wyjść na ulicę i nie bać się dostać mandatu za oddychanie.

Po prostu jestem ciekaw, co będzie. Coś przecież będzie, gdy ludziom się to wszystko znudzi. Gdy przyjdą konsekwencje. Cokolwiek ma być, niech już będzie, bo męczy mnie to czekanie.

Ale szarobury jesienny wieczór to nie jest najlepszy moment na pisanie notki. Przepraszam więc te wszystkie pięć osób, które to przeczytają, że nie znalazły tu raczej nic optymistycznego.

Kończę więc i idę zlać się z szarością słuchając albumu "Płyta Rodzaju" wykonawcy "Meek, Oh Why?"