Głosy a epidemia

Od wielu lat zmagam się z myślami, które rozkazują mi słowami "Zostaw to!", "Jak to zjesz, to zginiesz!", "Nie rób tego!" A ja robię i jem i nie ginę. Dziś ludzie swoimi słowami i czynami mówią mi:

  • Jeśli podasz komuś rękę, to umrzesz.
  • Jeśli ktoś na ciebie kichnie, to umrzesz.
  • Nie umyjesz rąk - umrzesz.
  • Wyjdziesz z domu - umrzesz.
  • Spotkasz się z kimś - już nie żyjesz.

Właściwie, to tak nie mówią. Mówią "możesz umrzeć", co jest bardzo sprytne, bo jeśli nie umrzesz, to powiedzą "ale mogłeś".

Od kilku dni jestem w stanie niepokoju. Ludzie mi mówią "Myj ręce", "Nie jeźdź windą", "Nie wychodź bez potrzeby z domu". Na poczcie pomarańczowa linia na podłodze, poza którą nie wolno przechodzić. Kurier przynosi paczkę i stawia ją dwa metry ode mnie mówiąc "To dla naszego bezpieczeństwa" - jakby to coś tłumaczyło. Ludzie się nie chcą spotykać. Nie chcą chodzić do pracy.

Wszędzie panuje atmosfera pod tytułem "Możesz umrzeć". Serio? A wcześniej nie mogłem?

Czuję taki odruch żeby też się odizolować i przestrzegać wszystkich zaleceń. Ale czego tak naprawdę się boję? Że umrę? Że zachoruję? Że kogoś zarażę? Nie wiem, bo ludzie nie mówią wprost, czego mam się bać. Po prostu bój się i już.

Dlatego, wytrenowany poprzez złowrogie "głosy" w głowie, staram się stawić opór panice. Pomaga mi w tym również podejście do sprawy Martina Lechowicza, który napisał tekst pt. "Memento mori".