Jak być szczęśliwym?

Ostatnie kilka miesięcy mojego życia polegało na powtarzaniu wciąż takiego cyklu:

  • Żyję sobie spokojnie, aż tu nagle wybór do podjęcia
  • Podejmuję wybór
  • Osądzam wybór
  • Zmieniam lub umacniam zasady

Dobrze wiem, że do nieba nie wchodzi się za robienie dobrych uczynków, ani za nierobienie złych. Nie mam już grzechu, bo Jezus wziął go na siebie. Ale przecież człowiek popełnia błędy! i ponosi konsekwencje tych błędów.

Dlatego w ostatnim czasie próbuję wystrzegać się błędów. A gdy robę jakiś błąd (np. zjem o jednego Knoppersa za dużo, albo źle się odezwę do mamy), to jest mi bardzo źle. Mówię sobie, że już więcej tego błędu nie popełnię i poprawiam lub potwierdzam swoje zasady.

Ale chwileczkę! Czy to nie jest to samo? Nie grzeszę, ale za to popełniam błędy. Nie staram się spełniać dobrych uczynków, ale za to przestrzegam zasad z cyklu "Jak dobrze żyć"?

Hola! Nie dam się na to nabrać. Wracam do zasad i grzechu, porzucając przy tym łaskę i zbawienie!?

Robię błędy... hmm, ale czy Bóg nie jest w nas sprawcą i chcenia i działania zgodnie z Jego wolą? A czy może dobre drzewo wydać zły owoc? Czy nie jest napisane "Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."?

Większość błędów jest spowodowana próbą uniknięcia błędu. Strach przed błędem stwarza błąd. "Wszystko mi wolno" - pisze apostoł Paweł. I jest to najlepsze podsumowanie chrześcijaństwa. Bóg wyzwolił nas z jarzma robienia tego, co się musi i pozwolił na wszystko, wiedząc, że to jest najlepsza droga do czynienia dobrze.