Zerwanie z przeszłością

Siedem lat temu napisałem notkę o radości, w której się zastanawiałem, czy może istnieć chrześcijanin, który się nie cieszy.

I ja dzisiaj nadal się nie cieszę. Są chwile, że się z czegoś śmieję, ale jednak radość nie jest moim dominującym uczuciem. Raczej jest nim powaga.

A może ta radość po prostu dorosła? Może przybrała bardziej wyrafinowaną formę? Bo przecież już w 2012 roku pisałem, że zachowałem tę drobną przyjemność - miłość do życia.

I to jest prawda. Nie jestem już tym chłopakiem bez nadziei i perspektyw, którego zimne palce napisały w 2008 roku notkę Jak zawisnąć w próżni, która otacza od wewnątrz

A kim jestem teraz? Chrześcijaninem? Bezrobotnym? Byłym projektantem stron www? Piszącym bloga? Kawalerem? Inżynierem? Programistą?

Kim Bóg mnie uczyni - to jest pytanie. Czy odnajdę w sobie 15-letniego młodzieńca, z którym się czasem porównuję? Czy będę jeszcze miał przyjaciół i koleżanki, z którymi wyjdę na podwórko i razem poudajemy, że liście to pieniądze?

Szczerze wątpię. Muszę się otrząsnąć. Ogarnąć się jakoś i żyć dalej. Co było, to było.

Ale jednego mi brakuje najbardziej. Ludzi, z którymi mogłem spędzać czas. Ludzi, którzy byli na wyciągnięcie ręki, bo mieszkali w tej samej kamienicy. Ludzi, z którymi nie musiałem się umawiać na tydzień wprzód żeby coś razem zrobić.

I to wierzę, że będę kiedyś miał w obfitości.