Odwykcamp czy neuroleptyki

Pierwszego czerwca dostałem wypis ze szpitala, lecz mój stan nie był jeszcze stabilny. Prawdę mówiąc, czułem się beznadziejnie. Miałem myśli, których nie chciałem mieć. Stawiały wszystko na głowie i szargały wszelkie moje wartości.

Napisałem wtedy wierszyk, który zaśpiewałem na jednej z MSZY na odwyk.com akompaniując sobie gitarką.

Miałem wtedy mocne przekonanie, że byle do Odwykcampu. Byłem pewny, że wszystko się tam ułoży. W końcu będzie tam mnóstwo chrześcijan. Ktoś na pewno mi pomoże.

Minął jednak pierwszy dzień i nic się nie wydarzyło. Gdy przyjechałem z mamą na tą łąkę w Gosprzydowej koło Gnojnika, który jest oddalony o jakiś rok świetlny od Bydgoszczy, przywitali nas Martin i Dominika, czyli ci, których wesele mieliśmy tam obchodzić.

Ludzie zabrali się za grabienie ścieżki, noszenie drewna z lasu, rozpalanie ogniska, noszenie wody ze studni, budowanie prysznica polowego i przyrządzanie pysznego kurczaka z warzywami w kociołku nad ogniskiem, tak jak sobie wymyślił Martin.

A wieczorem było ognisko i rozmowy przy akompaniamencie piosenek Kaczmarskiego.

Było fajnie, ale to wciąż nie było to, czego oczekiwałem. Trudno prosić o pomoc z takim problemem, który miałem ja, ale byłem pełny nadziei, że Bóg zadziała i ktoś sam do mnie podejdzie.

Nocleg mieliśmy z mamą w miejscowości Roztoka-Brzeziny.

Następnego dnia nie pojechaliśmy od razu do Gosprzydowej. Znaleźliśmy plażę zlokalizowaną zaraz koło wielkiej tamy i zjedliśmy posiłek.

Gdy dojechaliśmy do obozu, ludzie zaczęli spontanicznie zbierać się wokół Martina i Huberta, którzy rozmawiali o Odwyku.

Wtedy właśnie podeszła do mnie Karolina i, cała w emocjach, pochwaliła moją piosenkę, o której już wspomniałem w tym wpisie.

I to było to. Wcześniej miałem wątpliwości, czy w ogóle powinienem pisać o tych sprawach, lecz Karolina wykazała, że ta piosenka pochodziła od Dobrego.

Wtedy też poczułem, że kończy się pewien trudny i przykry etap w moim życiu i zaczyna się nowy. Później nazwałem je etapem próby i etapem utwierdzania.

Gdy zbliżał się wieczór, Martin i Dominika wygłosili przemowę... haha, żartowałem. Po prostu powiedzieli coś od siebie na okoliczność swojego wesela.

Powiedzieli jak się spotkali, jak do tego doszło, że wzięli ślub itd. itp. Ale był też taki fragment tej przemowy, który do mnie mocno trafił.

Otóż mowa była o człowieku, który nie mógł już dłużej uważać się za sprawiedliwego i zostało mu tylko opierać się na ofierze Jezusa.

I sobie pomyślałem, że tak jest ze mną. Że z tymi myślami, które mam, nie mogę dłużej uważać się za sprawiedliwego. Że teraz moja podporą jest Jezus.

I to tyle z moich subiektywnych doznań. Dodam jeszcze dla formalności, że wieczorem było ognisko, a w nocy chyba tańczyli swinga, ale nie wiem, bo pojechałem na nocleg.

W niedzielę ludzie się rozjeżdżali. Wszyscy się ze sobą żegnali, a Martin przeprowadzał wywiady.

A skąd się wziął tytuł tego wpisu. Otóż jestem przekonany, że to właśnie dzięki Odwykcampowi, a dokładniej za sprawą Karoliny i Martina, mój stan się polepszył. Jednak z drugiej strony, jest prawdą, że kilka dni wcześniej psychiatra zapisał mi nowe leki. I co teraz mam powiedzieć mamie? Że to nie leki, lecz Odwykcamp poprawiły mój stan?

Może i tak, ale kto w to uwierzy...