Piknik rodzinny na Wyspie Młyńskiej

Tak, proszę państwa. Odbył się. Niezbyt chętnie wyczekiwany, przez większość Bydgoszczan znienacka zastany, "Trzeci Piknik Rodzinny na Wyspie". Inicjatywa kościołów zielonoświątkowych, które miały na celu uświadomić ludziom, że istnieją i ewentualnie, że żył kiedyś Jezus, że umarł, zmartwychwstał itp.

Co było? Nic ciekawego. Choć nie zgodzi się z tym kilka setek dzieci, które zjeżdżały na dmuchanych zjeżdżalniach. Nie zgodzą się z tym też ci, którzy zjedli drożdżówkę i grochówkę. Inne zdanie mogą mieć ci, którzy lubią gospel, lub chrześcijański hip-hop.

Moje spojrzenie

Ale co było ciekawego dla ciebie? Dla mnie ciekawe były zupełnie niespodziewane spotkania z ludźmi. Toaleta, która miała być po 2,50 zł, a była za złotówkę. Chłopiec, który dopytywał się o dopuszczalne limity wagowe i wiekowe dzieci na zjeżdżalni.

Ciekawa była rozmowa z jednym z ewangelizatorów. Dowiedziałem się, że ludzie raczej nie chcą słuchać o Bogu. Padło stwierdzenie, że jeżeli choć jedną osobę przekonaliśmy tym piknikiem do Jezusa to warto było. Mógłbym odpowiedzieć, że owszem, ale tylko jeżeli nie moglibyśmy zrobić zamiast tego nic, co przekonało by do Jezusa dwie osoby lub więcej.

Przemyślenia i modlitwa

Ciekawe było to, czego się dowiedziałem o sobie. A dowiedziałem się tego robiąc swoje, oraz chodząc z miejsca na miejsce. Byłem tam jako wolontariusz, ale miałem kupę wolnego czasu. Mieliśmy firmowe koszulki i identyfikatory.

Gdy tak chodziłem, zauważyłem, że ciągle czekam aż ktoś mnie oceni i że boję się ludzi. W drodze do domu pomyślałem sobie, i nie powiedziałem tego na głos, ale piszę to teraz publicznie:

Boże, ja nie chcę tak żyć!

Czy warto było?

Fajnie było pobyć z ludźmi w innym kontekście niż zwykle. W innym nawet niż w kawiarni czy pizzerii. Bo tutaj to my byliśmy aby służyć. I myślę, że to też był zamysł Boga, aby trochę mi w głowie poprzestawiać.

Miałem pomagać w rozkładaniu i składaniu namiotów, a w trakcie dnia obsługiwać zjeżdżalnie. Okazało się jednak, że zjeżdżalnie obsłuży firma, co je przywiozła. Byłem tam potrzebny tylko przez godzinę aby robić za barierkę.

Przy namiotach też się jakoś szczególnie nie namęczyłem. Trochę pomogłem tu i tam, ale mam wrażenie, że towarzystwo poradziłoby sobie beze mnie perfekcyjnie. Tylko co by było gdyby zabrakło 20 osób takich jak ja?

Także warto było. Ale mam trochę żal do Boga, że nie wydarzyło się nic epickiego. Przed piknikiem najpierw się bałem, a potem przyszła ekscytacja i wiara w to, że wydarzy się coś superowego. Ale ostatecznie uważam, że gówno warte są te wszystkie emocje, bo nie pochodzą one od Boga.